Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi michuroztocz z miasteczka Kraków. Mam przejechane 7676.65 kilometrów w tym 468.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.18 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy michuroztocz.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:84.83 km (w terenie 10.00 km; 11.79%)
Czas w ruchu:03:20
Średnia prędkość:25.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.97 km/h
Suma podjazdów:554 m
Suma kalorii:1637 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:42.41 km i 1h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
51.07 km 10.00 km teren
02:13 h 23.04 km/h:
Maks. pr.:59.97 km/h
Temperatura:13.0
Rower:Krosower.

Bo miał być Turbacz, a wyszedł stok narciarski…

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 23.09.2014 | Komentarze 0

Było wiele przeciwności losu przed tym wyjazdem. Tak, to chyba dobry sposób na wstęp i ogólny zarys całego wypadu, albowiem ciągle było pod górkę. Dosłownie i w przenośni.

Zacznijmy od tego, że poprzedniego dnia miałem bardzo solidne zatrucie pokarmowe. Prawie cały dzień spędziłem w łóżku próbując przespać niesamowity ból brzucha. W międzyczasie sprawdzałem prognozę pogody, która nie wyglądała zbyt obiecująco, niemniej w ogólnym rozrachunku miało się skończyć na przelotnych opadach. Plan był więc taki, by wyjechać z samego rana, obrać kurs na Nowy Targ, zostawić gdzieś tam samochód i wtoczyć się pod Turbaczową górkę. Niestety, nie był to koniec nieprzyjemności...

Wyjechałem z Krakowa tuż po 8:00 i już wtedy zaczynało kropić. Z chwilą gdy wjechałem na Zakopiankę nastał deszcz nielichego kalibru – ledwo widziałem dokąd jadę. Po dojechaniu do Nowego Targu deszcz nie ustępował, dlatego postanowiłem jechać dalej…
Widoczek na Tatry
Widoczek na Tatry © forteller

Zanim deszcz ustąpił, dotarłem kawałek za słowacką granicę, do Białej Spiskiej, gdzie akurat trwał jarmark, przez co nie dało się miejscami przepchać nawet rowerem. Niestrudzony, znalazłem miejsce parkingowe gdzieś na samym końcu miasta i wyruszyłem jeszcze w delikatnej mżawce, która właśnie miała się skończyć.
Jarmark w Białej Spiskiej
Jarmark w Białej Spiskiej © forteller

I w tym mniej więcej momencie powoli zaczynałem być zadowolony z tego obrotu spraw (wyszedł taki potworek słowny, że aż go zostawiłem (: ), albowiem szybko okazało się, że po przejściach z dnia poprzedniego ledwo jestem w stanie jechać pod górkę. Obrałem więc lajtową trasę ładną ścieżką rowerową na Tatrzańską Kotlinę, a dalej pojechałem już drogą.
Początek ponad 10-kilometrowej ścieżki rowerowej
Początek ponad 10-kilometrowej ścieżki rowerowej © forteller
W drodze do Bachledovej Doliny
W drodze do Bachledovej Doliny © forteller

Postanowiłem wjechać do Bachledovej Doliny. Gdy to się udało, zapragnąłem więcej – stwierdziłem, że wjadę na tamtejszy stok narciarski. Było to nie lada wyzwaniem i przez problemy z mocą w nogach, połowę trasy musiałem wyprowadzać ledwo włócząc nogami. Niemniej, w nagrodę miałem fantastyczny zjazd tamtejszą trasą DH, którą pokonałem z ciężkim plecakiem i na 1,5-calowych slickach. Mimo przeciwności, udało się zrobić jakąś trasę i nawet wrócić w jednym kawałku :)
Stok narciarski
Stok narciarski © forteller
Wycinek zjazdowego filmu
Wycinek zjazdowego filmu © forteller
Taki skromny, downhillowy akcent
Taki skromny, downhillowy akcent © forteller

A dane trasy przypadkiem załapały się jeszcze na wieczorny wyjazd do znajomych. Jakoś z 5km doszło :)


Kategoria 50-75km, sliki


Dane wyjazdu:
33.76 km 0.00 km teren
01:07 h 30.23 km/h:
Maks. pr.:45.38 km/h
Temperatura:16.0
Rower:Krosower.

1700km później

Wtorek, 2 września 2014 · dodano: 03.09.2014 | Komentarze 2

Jak zwykle zabrakło czasu i chęci na regularne pisanie, a mojego ostatniego wpisu w tym miejscu nie pamiętają najstarsi górole. Nie było w tym roku wielu dalszych wypraw, co dobitnie widać w przebytym dystansie – skupiłem się raczej na tym, by wyjść w każdym tygodniu na 30-kilometrową przejażdżkę.

Rower w tym roku doczekał się wymiany gum i napędu. Nic wielkiego, ale też nie trzeba rewolucyjnych zmian, bo pomimo upływu czasu, na Krossie jeździ mi się po prostu dobrze :)

Okej, na myśl przychodzą mi dwa zaległe wyjazdy. Będzie krótko, będzie zwięźle – nie ma nad czym się rozpisywać. Wyjątkowo, żaden nie zaczynał się w moim rodzinnym mieście.

Zaczynamy w Dębicy po to, by wspomnieć absurdalną wycieczkę do Tarnowa. Bo przecież można jeździć rowerem po autostradzie, nie? Zostało zatem postanowione z kuzynem, że podjedziemy z samego rańca dnia pańskiego 27 lipca.

Wszystko waliło się pod nogi, już prawie mieliśmy nie jechać, gdy okazało się, że kuzynowi rower odmawia posłuszeństwa wieczorem w sobotę. Nie zrażeni jednak, chałupniczo naprawiliśmy go i byliśmy gotowi do jazdy o siódmej rano.
Początki wyprawy w Straszęcinie
Początki wyprawy w Straszęcinie © forteller

W pierwszą stronę lecieliśmy przez jakieś wioski między Dębicą a Tarnowem i było bardzo przyjemnie – wysoka temperatura nie doskwierała tak bardzo, gdyż spora część trasy biegła lasem. Szybko dotarliśmy do Tarnowa i niestrudzeni wjechaliśmy na autostradę.
Droga otworem staje
Droga otworem staje © forteller

Tak się wozi po autostradzie!
Tak się wozi po autostradzie! © forteller

Jakież było moje zdziwienie, gdy po trzech kilometrach jazdy złapałem gumę… Ile pary w nogach, zacząłem pędzić z uchodzącym powietrzem. Opony miałem nabite dość mocno, także okazało się, że miałem całkiem dużo czasu na przejechanie jak największego dystansu. Po siedemnastu kilometrach i głupim manewrze, zrobiłem kolejną dziurę w dętce co definitywnie skończyło jazdę. Po chwili okazało się, że w drugim kole powietrze również schodzi… yay!
Curse u!
Curse u! © forteller

Tym samym, miałem do przejścia pieszo jeszcze kilkanaście kilometrów, by wrócić do domu. Słońce bynajmniej nie pomagało, efektem czego wróciłem cały spalony i do dziś mam śmieszną opaleniznę na prawej ręce :)

Następna do odstrzału będzie wycieczka z Mikołajek do Mrągowa i z powrotem. Woah, chwila moment! Daleko, nie? :P Była bowiem taka mała, mazurska wyprawa, ale to temat któremu można by poświęcić oddzielny tekst. Dość powiedzieć, że spędziłem tydzień z fantastycznymi ludźmi pływając stosunkowo wypasionym jachtem. Odbyliśmy też rzeczoną wycieczkę rowerową, albowiem do Mrągowa dało się dostać tylko lądem.

Uzbrojeni w wypożyczone rowery zrobiliśmy blisko 60km, z czego część w ulewnym deszczu. Fajnie! :)
To zdjęcie trochę zdradza w jaki sposób trafiliśmy na Mazury
To zdjęcie trochę zdradza w jaki sposób trafiliśmy na Mazury © forteller

Tak, zrobiłem z przypiętym czymś takim 60km
Tak, zrobiłem z przypiętym czymś takim 60km © forteller

No ale, trochę za wcześnie jeszcze na podsumowanie roku, nie? Toteż wstrzymam się jeszcze – a nóż trafi się jakaś fajna wycieczka jeszcze. W międzyczasie, dalej będę się pedalił do Toru Kajakowego i z powrotem – minimum raz w tygodniu z celownikiem ustawionym na trzy wycieczki!
PS. Dane pochodzą z dzisiejszej przejażdżki na Tor. Ot, żeby nie było zerowo.