Info
Ten blog rowerowy prowadzi michuroztocz z miasteczka Kraków. Mam przejechane 7676.65 kilometrów w tym 468.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.18 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień2 - 2
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj1 - 1
- 2013, Kwiecień2 - 2
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień3 - 1
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Maj6 - 0
- 2010, Listopad3 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień13 - 0
- 2010, Sierpień16 - 0
- 2010, Lipiec22 - 1
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj13 - 18
- 2010, Kwiecień19 - 0
- 2008, Kwiecień7 - 10
- 2008, Marzec13 - 4
- 2008, Luty16 - 20
- 2008, Styczeń2 - 0
- 2007, Listopad3 - 1
- 2007, Październik8 - 1
Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2013
Dystans całkowity: | 41.28 km (w terenie 36.00 km; 87.21%) |
Czas w ruchu: | 02:44 |
Średnia prędkość: | 15.10 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.01 km/h |
Suma podjazdów: | 1095 m |
Suma kalorii: | 2600 kcal |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 41.28 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
41.28 km
36.00 km teren
02:44 h
15.10 km/h:
Maks. pr.:59.01 km/h
Temperatura:8.0
Rower:Krosower.
O wypadzie na Słowację słów kilka
Poniedziałek, 30 września 2013 · dodano: 03.10.2013 | Komentarze 0
W tym roku wpisów i kilometrów jest znacznie mniej niż się spodziewałem z kilku powodów. Nie będę rozwodził się tutaj nad niepotrzebnymi szczegółami, nadmienię tylko, że dopadła mnie straszliwa choroba, która nazywa się leń. W ramach walki nas obu (mojej własnej osóbki i vol7), zaszaleliśmy i wyskoczyliśmy w góry.Poranna dawka kofeiny© forteller
Za cel obraliśmy Tatry, a po krótkiej konsultacji stwierdziliśmy, że wyruszymy na stronę słowacką tego pasma. Pobudka przed 6:00, szybkie przygotowanie i pakowanie, po czym wyjazd w nieco bardziej leniwej atmosferze o 7:20. Po odbyciu porannego rytuału skierowaliśmy nasze kroki w kierunku Zakopianki. Gdy tylko odwiedziliśmy Zakopane i nabyliśmy jednodniowe ubezpieczenie, przekroczyliśmy granicę w Łysej Polanie i kilkadziesiąt kilometrów dalej znaleźliśmy się w mieścinie Tatrzańska Łomnica skąd wyruszyliśmy na szlak.
My się wcale nie zgubiliśmy!© forteller
Tatrzańska Łomnica© forteller
Widok na Łomnicę na początku szlaku© forteller
Lasek© forteller
Widoczek© forteller
Płakusiam ;(© forteller
Podjechaliśmy kawałek drogą 537 i uderzyliśmy na żółty szlak, którym na rowerze można dojechać do Schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim. Droga – z początku stroma, acz przejezdna – stopniowo stawała się coraz cięższa. Jadąc z prędkością 5km/h pod górę, szlak pokonywaliśmy nie szybciej niż pieszy, a w pewnym momencie dalsze pedałowanie stało się niemożliwe. Z resztą zobaczcie sami.
Tak było przez większość trasy© forteller
OMG! Tam był lód!© forteller
Przy takiej trasie zmuszeni byliśmy prowadzić rowery, momentami tylko siadając po to tylko, żeby zaraz zsiadać. W pewnej chwili spojrzeliśmy na zegarki i zdaliśmy sobie sprawę z tego, iż jeśli chcemy jeszcze zrobić jakikolwiek inny szlak, musimy zawracać. Niestety – za długo to wszystko trwało.
Śmiesznie się jechało po tych kamieniach – nie wiem jakim cudem jest to szlak rowerowy, ale hardtail z 100mm amortyzatorem średnio się nań nadawał – amortyzator dobity był przez większość zjazdu :) Niemniej, niższa część, która jest łagodniejsza okazała się bardzo przyjemna w zjeździe, gdzie udało się rozwinąć prędkość blisko 50km/h.
Góra powiedziała chmurom HALT!© forteller
Dalej szybki powrót do Zakopanego z postojem gdzieś na zdjęcia i udajemy się na Dolinę Kościeliska, a tam niemiły zawód – okazuje się, iż wbrew temu co myślał vol7, jest ona niedostępna dla rowerów, więc po szybkiej zmianie planów, udaliśmy się na Dolinę Chochołowską, która była tylko kilka kilometrów dalej, toteż spokojnie mogliśmy podjechać na rowerach. Niestety dzień chylił się już ku końcowi, więc robiło się zimno i nieprzyjemnie – gdy już dojechaliśmy do schroniska, powoli zapadał zmrok i nie zagościliśmy tam długo. Poza tym, pogoda się zepsuła, więc widoczność leciała na łeb, toteż wracałem już nieco po omacku (oddałem vol7 swoją czołówkę).
Krossik w Dolinie Chochołowskiej© forteller
Widok w kierunku schroniska© forteller
Podsumowując, wypad bardzo mi się podobał pomimo tego, iż był nie do końca dobrze zaplanowany. Gdybyśmy zrezygnowali z wyjazdu na Słowację, zaoszczędzilibyśmy sporo czasu i paliwa, a co za tym idzie, moglibyśmy zrobić więcej kilometrów na rowerach i zwiedzić więcej tras. Niemniej, mam nadzieję, że w przyszłym roku takich przejażdżek będzie więcej.
PS. Tatry to zuo dla rowerzystów – wraca się zawsze tą samą trasą, którą się wyjeżdża :<
PPS. GPS w moim Desire Z jak zwykle dał ciała i nie złapał fixa przez cały powrót z Doliny Chochołowskiej, toteż trasa jest tylko w pierwszą stronę.
PPPS. Szkoda je oszczędna.
Fapia pali mało© forteller
Kategoria 30-50km