Info
Ten blog rowerowy prowadzi michuroztocz z miasteczka Kraków. Mam przejechane 7676.65 kilometrów w tym 468.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.18 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Październik1 - 0
- 2014, Wrzesień2 - 2
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2013, Wrzesień1 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 0
- 2013, Maj1 - 1
- 2013, Kwiecień2 - 2
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień3 - 1
- 2012, Marzec2 - 0
- 2011, Maj6 - 0
- 2010, Listopad3 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Wrzesień13 - 0
- 2010, Sierpień16 - 0
- 2010, Lipiec22 - 1
- 2010, Czerwiec20 - 0
- 2010, Maj13 - 18
- 2010, Kwiecień19 - 0
- 2008, Kwiecień7 - 10
- 2008, Marzec13 - 4
- 2008, Luty16 - 20
- 2008, Styczeń2 - 0
- 2007, Listopad3 - 1
- 2007, Październik8 - 1
Dane wyjazdu:
92.15 km
0.00 km teren
05:07 h
18.01 km/h:
Maks. pr.:50.50 km/h
Temperatura:25.0
Rower:Leśny trend
Zamek X Festiwal
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 26.08.2012 | Komentarze 1
Stało się. Wakacje zeszły ze stopa na rower, zatem mam dobrą okazję, by odkurzyć bloga na bikestats. Jakoś tak dziwnie się składa, że z każdym wpisem trafiam tutaj z innym rowerem. Pragnę zaznaczyć, iż nie jest to moją winą! To ciągłe i nieszczęsne zrządzenia losu powodują, że rowery psują się same do tego stopnia, że trzeba kombinować nowe.Wspomnę jednak, co stało się z Kottersem. Nie ma nad czym się rozpisywać – sprzedałem go po tym, jak strzeliła mi trzecia szytka jadąc po asfalcie. Co za dużo, to niezdrowo i pomimo ogromnego sentymentu do tych chromowych wstawek i uroku Shimano 600, roweru pozbyłem się bez większego żalu. Zawsze też mogę się tłumaczyć tym, że był na mnie za mały :)
W związku z tym, wracam powoli do rowerów górskich. Mam kupionego Krossa Level A2 z 2006 roku, który czeka na większy zastrzyk gotówki, kiedy to dokupię do niego parę części, które wymagają wymiany, a w międzyczasie postanowiłem złożyć coś, na czym będę mógł jeździć od zaraz. Niestety studencka kieszeń nie pozwala na większe szaleństwo finansowe, tak więc powstał pomysł złożenia roweru z tego co jest pod ręką, nie płacąc za to nic, ewentualnie – prawie nic. Skrótowo – udało się :]
W ten sposób powstał rower oparty o ramę Arkusa Forester, który to bicykl trafił do mojej piwnicy gdzieś w 2008 roku i od tamtej pory leżał w jej otchłaniach, gdzie nawet plastik porasta grzybem. Poza nim, wygrzebałem z piwnicy resztki Marina i roweru, który jest tutaj oznaczony jako „nowy”. W ten sposób, gdzieś w połowie lipca powstało coś, co początkowo miało pół hamulca (krótko mówiąc - jeden hamulec, który prawie działa), nie miało przerzutek, a koło kształtem przypominało ósemkę. Udało mi się na nim jednak przejechać do najbliższego skrzyżowania i wrócić cało, tak więc początek uznałem za udany.
Od tamtego czasu, stopniowo poprawiałem kolejne rzeczy i uzupełniałem braki. Tym samym, strzelone głęboko w dwóch miejscach koło udało się doprowadzić do okrągłego kształtu, hamulce zaczęły działać oba, a rower zaczął poruszać się po cichu. Swoją drogą, ułożenie hamulców z mocowaniem rodem z contilever pod koło, które ma powyginaną rawkę to istna tortura. W końcu, trzy dni temu udało mi się od vol7 wyrwać klamkomanetki, co pozwoliło mi osiągnąć stan przerzutek w rowerze. Działających warto zaznaczyć. To że klamki są pod conti, a działają z v-kami jest podobno czystym barbarzyństwem, ale jak to mawiają – darowanej krowie nie patrzy się w kły, czy coś.
Tyle jeśli o historię roweru chodzi, albowiem na cóż byłby mi rower, jeśli nie miałbym dokąd na nim pojechać? Dlatego też, wpadłem na pomysł, by odwiedzić znajomą na Festiwalu „Zamek” w Będzinie, a następnie wpaść na grilla do kumpla w Bytomiu. Trasa na 89km, teoretycznie bułka z masłem. Tylko pożyczyć sakwy i jechać, zwłaszcza, że na sam pomysł wyjazdu wpadliśmy razem z vol7, tak więc miałem mieć towarzystwo. Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze, albowiem vol się wykruszył, natomiast droga okazała się być cięższa niż się spodziewałem. No ale po kolei…
Wyjazd z domu© forteller
W przeddzień wyjazdu całe popołudnie dłubałem w rowerze i robiłem przedwyjazdowe zakupy, by skończyć gdzieś koło 22:30 bez sił na pakowanie. Dlatego też twarz-poduszka i pobudka 6:00 rano, by mieć spokojnie czas na spakowanie się i dojazd. Wszystko szło dość gładko, wyjechałem po ostatnich szlifach roweru przed 9:00 i nie minęło pięć kilometrów, gdy okazało się, że przesadna oszczędność nie popłaca. Powiadam Wam! Nie oszczędzajcie na linkach przerzutkowych. Serio. Oszczędność 2zł kosztowała mnie kolejnych złotych pięć i stracone dwie godziny czasu, bowiem główka linki postanowiła zerwać więź z resztą linki.
Urwana linka przerzutki© forteller
Była gdzieś 9:15 jak stwierdziłem, że uderzę na rowmix otwierany o 10:00 i wyruszę niedługo potem. Niestety, sklep został otwarty dopiero o 11:00, dlatego wyruszyłem dopiero o 11:15. Straciłem więc półtorej godziny, ale na plus trzeba zaliczyć, że miałem dzięki temu okazję po raz pierwszy przejechać się na ostrym i zostałem poczęstowany czekoladą. Pozdrawiam z tego miejsca Pawła, który również chciał wejść do sklepu, choć jako pracownik ;)
Koncerty zaczynały się o 17:00, miałem więc jeszcze dużo czasu na dotarcie. Szybko okazało się jednak, że jest go zdecydowanie za mało, gdyż całą drogę wiatr dął mi z całej siły w twarz. Wmordewind, jak to Kuba mawia. Okazało się, że potrzebuję dużo postojów, piję dużo wody i jadę powoli. Było sporo nerwów po drodze, trochę łaciny i zażynki na podjazdach, a odległość dzieląca mnie między Będzinem zdawała się nie zmniejszać.
Postój gdzieś po drodze© forteller
Z ciekawszych przygód: zamknięty jest most nad autostradą między Trzebinią a Chrzanowem. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegłem objazdu, który biegnie obok, dlatego mając do wyboru przejechanie przez szczelnie zamknięty most i przeprawę przez autostradę, wybrałem tę pierwszą opcję. Wymagało to heroicznych czynów takich jak rozplątanie drutów łączących kawałki blaszanego ogrodzenia, podniesienie tych jakże ciężkich wrót, czy też ponowne ich zamknięcie. Wszystko to na nic, ponieważ po ostatecznej finalizacji tego zadania, okazało się, że po drugiej stronie mostu spoczywa w budce cieć. Cieć malinowy (definicja dla pewnej osoby, która nie wie co to za). Nie przemawiała doń siła argumentu, gdy próbowałem przekonać jegomościa, że w obecnej sytuacji nie ma najmniejszego znaczenia, czy brama otwarta zostanie przeze mnie z jednej, czy z drugiej strony, zwłaszcza, że jestem już przy „tej dobrej”, już prawie w Chrzanowie. W zamian zagrożono mi argumentem siły, tak więc nie widząc sensu w dalszej wymianie zdań (lub czegoś innego), poszedłem szukać objazdów.
Przedchrzanowe foto© forteller
Inne spostrzeżenia: Trzebinia to cały czas jazda z górki, natomiast cały Chrzanów jest pod górę. Co do Chrzanowa jeszcze - przeżyłem niemały szok, gdy okazało się, że droga krajowa (numer 79) biegnie przez środek miasta ulicą o szerokości jednokierunkowej. Była jednak oznakowana, więc wątpliwości nie ma.
Najkrótsze 9km na świecie© forteller
Koniec końców, do Będzina udało się dotrzeć zupełnie na styk, kilka minut przed 17. Zrobiło się słonecznie i bardzo ciepło, wiatr na Sląsku też jakby ustał, tak więc ostatnie kilometry przejechałem bardzo szybko i zdążyłem przed koncertami jeszcze przebrać się i znaleźć znajomych. Udało się! :D
Ja się spieszę!© forteller
Na koniec, trasa oraz garstka zdjeć z festiwalu i samego Będzina:
Zamek w Będzinie© forteller
Już przy zamku© forteller
Koncert Balzinga© forteller
Kościół św. Trójcy© forteller
Będzin sam© forteller
Kategoria 75-100km